kwi102013

Rozdział 8 "Wśród Akatsuki"


-Jeśli mnie zapewnisz, że nic mu się nie stanie, to pomogę, dopiero w tedy pomogę. – Byłam bezsilna, czy tak, czy tak będę musiała pomóc.
-Ufasz mi na tyle by uwierzyć w słowo kryminalisty?- Zapytał drwiąco, czekając na mój  argument.
-Jesteś człowiekiem. -Powiedziałam  po chwili przerwy.- nawet jako najgorsza szumowina, masz honor, nawet zwierzęta mają honor.- Sama nie wierzyłam w co mówię, ale  czułam jak bezsilność, bierze górę, za chwile zacznę łapać się każdego koła ratunkowego. Po co były mi te wszystkie treningi? Po co trenowałam dniami, i nocami, jeśli teraz nie mogę nic zrobić?
-Jak chcesz, nic mu się nie stanie.- Machnął lekceważąco ręką, pokazując, że wszystko jest mu obojętne.
-Złóż przysięgę krwi.- Nalegałam. Nie musiał się zgadzać, i tak zrobiłabym wszystko byle uratować Kakashiego.
-Haha.- Zaśmiał się drwiąco.- Czyli jednak mi  nie ufasz ?
-Dziwisz się?- Deidara wyciągnął rękę, po zewnętrznej stronie zrobił nacięcie, z rany kapały krople krwi.
-Obiecuje, jeśli nam pomożesz, puścimy twojego ukochanego.
*****
Deidara prowadził mnie leśnymi ścieżkami, w pewnym momencie znaleźliśmy się na urwisku. Blondyn wyciągnął glinę, i uformował pięknego, białego ptaka. Puścił go w powietrze, gdy jego dzieło odleciało kawałek, wykonał kilka pieczęci. Ptak natychmiast stał się ogromny.
-Wsiadaj.- Nakazał z ptaka, podał mi rękę, ale ja ją tylko odepchnęłam.  Naskoczyłam na ptaka, był miękki, mogłam w nim robić wgłębienia, a zarazem był ciepły, jakby dopiero co wyjęty z pieca. Lecieliśmy nad lasem, czułam jak wiatr łagodzi twarz, i targa włosy. Idealne uczucie. Chmury wydawały się na wyciągnięcie ręki.
-Gdzie on jest?- Zapytałam nagle.
-Kto?- Zdziwiony chłopak obrócił głowę w moją stronę.
-Kakashi.- Z początku zdziwiła mnie jego reakcja, ale zdałam sobie sprawę z tego, że on wie o Peinie, wie o nas. Mógł przypuszczać , że zapytam go o niego , ale dla mnie to był temat skończony.
-W kryjówce. – Odpowiedział spokojnie.  Zlekceważyłam jego odpowiedź. Uratuje Kakashiego i wrócimy do wioski, niech to się tylko skończy. Mam nadzieje że nie zobaczę Peina.  W ogóle jak  miałam im pomóc?!  Zza gór wyłaniał się księżyc. Lecieliśmy z półtorej godziny do wielkiej skały. Deidara zeskoczył z ptaka, na wodę. Zrobiłam to samo. Poczułam zimne dreszcze na skórze, było już późno, a do tego zimno.  Weszliśmy do środka, szłam zimnym ciemnym korytarzem, szukając przebłysku światła. Ostatni raz jak byłam wśród nich, byłam słaba, ale teraz wszystko jest inne, jestem silna, i nie dam się zastraszyć.  Doszliśmy do ogromnej Sali, ściany zdobił szary marmur, z sufitu zwisał żyrandol,  Fotele były ciemne prawdopodobnie ze skóry. Wszystko wyglądał na drogie i luksusowe.  Na fotelach siedziało Akatsuki,  kilka osób rozmawiało ze sobą pół szeptem. Na jednym z foteli siedział Kakashi, miał związane ręce i nogi. Jego ciuchy były brudne i zniszczone, W kącie siedziała ciemna postać, nie miałam ochoty, ani czasu by jej się przyglądać, na powitanie wyskoczył mi Tobi.
-Sakura! Miło cię widzieć, zostaniesz dłużej? Obiecuje że będę grzecznym chłopcem!- Mówił szybko, przy tym podrygiwał, był inny od wszystkich, miły, zabawny, czasami bojaźliwy.
-Nie tobi, jestem na chwile, po kolegę.- Uśmiechnęłam się miło, i obeszłam Tobiego, podbiegłam do Kakashiego. Pogłaskałam go po policzku, jego ciało wydawało się mocno poobijane.
-Sakura?- Zapytał cicho.- Co ty tu do cholery robisz?-  Nie odpowiedziałam, nie mogłam nic wydusić z siebie, ale po chwili złość wzięła górę. Najbliżej mnie stał Sasori, zwinnym ruchem, rzuciłam się na niego, byłam świadoma , że ma za mało czasu żeby wyciągnąć lalki. Przytrzymałam go , uniemożliwiając ruchy, zrobiłam to z zaskoczenia, więc nie był w stanie się bronić.
-Co wy mu zrobiliście?!- Syknęłam  mu do ucha.
-Wzięliśmy w niewole, żeby nam pomogła.- Odezwał się głos Itachiego- Możesz być z niego dumna, trzech ledwo dało radę mu sprostać.
-Czemu się nie rusza?!- Ciągnęłam dalej rozmowę, ale puściłam  już Sasoriego.
-Ma na rękach i nogach sznury blokujące czakrę. – Odpowiedział ciemno włosy , pomagając nam wstać.  Ciemna postać z kąta pokoju nadal siedziała w bezruchu.
„-To  pewnie on”- Usłyszałam cichy głos w głowie.
„-Odwal się! Nie teraz!”- Nakazał swoim myślą. Najmniej odpowiednia chwila, którą mogłam wybrać na użeranie się z samą sobą.
-Co mam zrobić?- Zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu.-
-Musisz nam pomóc uratować Konan.- Głos Peina odbijał się echem po mojej głowie. Zaskoczył mnie, chociaż mogłam być pewna że się z nim zobaczę.  Teraz już byłam pewna że on był postacią siedzącą w kącie, a teraz szedł w moją stronę.
„- Nie tęsknisz za jego męskimi rysami, nie tęsknisz za dotykiem? Spójrz na jego ciało, jest idealne, umięśnione i nie przesadzone, a do tego  taki brutalny,  nie mów że cię to nie kręci?”- Mój głos, ciepły, prowokacyjny i arogancki, tak jakby nie mój.
„- Myślisz tylko o jednym, a ja pragnę ciepła Kakashiego – Po chwili dodałam nie pewnie-…tak przynajmniej mi się wydaje.”- Zagrodziłam myśli. Musiałam wrócić do prawdziwego świata.
-Gdzie ona jest?- Zapytałam w stronę Deidary, nie miałam ochoty rozmawiać z Peinem , ani nie chciałam na niego patrzeć.
- Zaprowadzę cię. – Odezwał się Pein, zanim Deidara zdążył otworzyć usta. Spanikowałam, sam na sam? Nie dał mi wyboru, już szedł w stronę jednego z korytarzy.
-Czekaj!- Ledwo wydyszał Kakashi. Odwróciliśmy wzrok w jego stronę. Ledwo się ruszał. Nachyliłam się nad nim, po czym oparłam czoło pomiędzy jego brwiami.
-Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptałam , tylko żeby on mnie usłyszał. Czułam bolesne spojrzenie Peina na sobie.  Wydawało by się że cierpi, powinno mnie to tak boleć? Ruszyłam za Peinem w stronę korytarza, zatrzymał się przy jednym z pokoi.  Pomieszczenie w którym była reszta znajdowało się daleko. Otworzył drzwi, wpuszczając mnie przodem. W pokoju nie było  Konan. Drzwi zamknęły się z hukiem.
-Mogłam się domyślić.- Powiedziałam oschle, straciłam wiarę w ich „dobre” intencje.- Czego chcesz?
- Żebyś uleczyła Konan.- Odwróciłam się w jego stronę.- Ale na początku chce porozmawiać.
-O czym?!- Podniosłam głos,  straciłam cierpliwość w momencie gdy drzwi zatrzasnęły się za nami.
- O nim, o tobie, o mnie, o nas.- Uśmiechnął się lekko.
- O nas?!- Zaśmiałam się beztrosko- Przepraszam, ale nie ma nas.- Próbowałam być irytująca, i przy okazji chciałam go zniechęcić, zadrażnić.
-Wiem, ale wiesz lubię wyzwania.
„- Podoba ci się to.”-  Zaśmiał się głos we mnie.
„- Drażni mnie.”- Odpowiedziałam przerywając rozmowę.  W jednej chwili poczułam  zimną ścianę pod plecami, i Peina blokującego mi wyjścia z brutalnego uścisku.
-Zostaw.- Nakazałam, gdy zaczął łagodzić moją twarz ręką. Zlekceważył mnie. Złapałam go za nadgarstek.- Co ty sobie wyobrażasz?
- Chce sobie przypomnieć twój dotyk. – Uśmiechnął się  łobuzersko. Odepchnęłam go z całej siły. Wylądował na podłodze.- Zaskakujesz Kotku.- Tylko te jedno słowo sprawiło że wszystko wróciło, ból tamtej nocy, ciągłe pytania, i dziwne ciepło w żołądku. Trwało to tylko przez krótką chwile, ale trwało. Po chwili wróciłam do teraźniejszości.
-Mam cię w dupie! Rozumiesz?!- Złość wzięła górę, już nie panowałam nad tym co mówię.- Nie chce żeby nic nas łączyło!  Zostawiając mnie przekreśliłeś wszystko!
- Zrobiłem to dla ciebie.- Powiedział dość spokojnie, ale czułam, że sam też jest zły. Zaśmiałam się pod nosem.
- Dziękuje, dzięki tobie jestem silniejsza, i zakochana!- Pein stanął  przede mną.
-Nie ma za co!!- Wrzasnął. Po czym wyszedł. Po czułam dziwny chłód na plecach i żal. Pierwszy raz zobaczyłam go wyprowadzonego z równowagi.  Wyszłam z pokoju, drzwi naprzeciwko były otwarte, zobaczyłam Konan leżącą w łóżku, podbiegłam do niej. Zwróciłam uwagę na głęboką ranę na jej brzuchu.
-Słyszałam waszą kłótnie.- Jej głos drżał z przemęczenia, i bólu. – Kiedyś był inny, zmienił się od czasu, gdy zmuszono go do zabicia  naszego przyjaciela.
-Przykro mi, ale to go nie usprawiedliwia. – Poczułam dziwne ukucie w sercu.
- On naprawdę coś do ciebie czuje, ale boi się odpowiedzialności, boi się przywiązać do ciebie.
- Ale ja,  nie chce  nic do niego czuć.- Odparłam  za szybko, żeby przemyśleć swoje słowa.
-A więc ty też coś czujesz.- Wymamrotała niebiesko włosa.
-Ale nie che. - Szepnęłam sama do siebie. Zaczęłam okładać ranę ziołami leżącymi na stoliku.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajne!!! Cholera… Znowu 2 słowa… >.< Kakashi taki bezsilny… Czemu tego nie widziałam?! A no tak… Nie jestem ninją… T.T

    OdpowiedzUsuń
  2. Josu świetne :o Strasznie się wciągnęłam, ale to strasznie. Sakura taka rozdarta... No po prostu zajebiste ^^ Szczególnie spodobała mi się rozmowa Sakury i Peina (uwielbiam tego rudego kociaka :3). Była taka... taka no szczerze. Wszystko opisane tak, że aż czuć ten cały klimat :) Na prawdę super :) Strasznie mnie ciekawi co będzie dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i jeszcze poprosiłaś, to zapraszam na mojego bloga na następny rozdział :)

      Usuń
  3. Hm, znowu Pein... Lubię tego brutala :D No i Sakura, która się opiera... Jej charakter staje się coraz silniejszy, podoba mi się to!
    Co do błędów zauważyłam kilka, ale nie chce mi się wypisywać. :D
    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń

Layout by ANAYA