-Jeśli mnie zapewnisz, że nic mu
się nie stanie, to pomogę, dopiero w tedy pomogę. – Byłam bezsilna, czy tak,
czy tak będę musiała pomóc.
-Ufasz mi na tyle by uwierzyć w
słowo kryminalisty?- Zapytał drwiąco, czekając na mój argument.
-Jesteś człowiekiem.
-Powiedziałam po chwili przerwy.- nawet
jako najgorsza szumowina, masz honor, nawet zwierzęta mają honor.- Sama nie wierzyłam
w co mówię, ale czułam jak bezsilność,
bierze górę, za chwile zacznę łapać się każdego koła ratunkowego. Po co były mi
te wszystkie treningi? Po co trenowałam dniami, i nocami, jeśli teraz nie mogę
nic zrobić?
-Jak chcesz, nic mu się nie
stanie.- Machnął lekceważąco ręką, pokazując, że wszystko jest mu obojętne.
-Złóż przysięgę krwi.- Nalegałam.
Nie musiał się zgadzać, i tak zrobiłabym wszystko byle uratować Kakashiego.
-Haha.- Zaśmiał się drwiąco.-
Czyli jednak mi nie ufasz ?
-Dziwisz się?- Deidara wyciągnął
rękę, po zewnętrznej stronie zrobił nacięcie, z rany kapały krople krwi.
-Obiecuje, jeśli nam pomożesz,
puścimy twojego ukochanego.
*****
Deidara prowadził mnie leśnymi
ścieżkami, w pewnym momencie znaleźliśmy się na urwisku. Blondyn wyciągnął
glinę, i uformował pięknego, białego ptaka. Puścił go w powietrze, gdy jego
dzieło odleciało kawałek, wykonał kilka pieczęci. Ptak natychmiast stał się
ogromny.
-Wsiadaj.- Nakazał z ptaka, podał
mi rękę, ale ja ją tylko odepchnęłam.
Naskoczyłam na ptaka, był miękki, mogłam w nim robić wgłębienia, a
zarazem był ciepły, jakby dopiero co wyjęty z pieca. Lecieliśmy nad lasem,
czułam jak wiatr łagodzi twarz, i targa włosy. Idealne uczucie. Chmury wydawały
się na wyciągnięcie ręki.
-Gdzie on jest?- Zapytałam nagle.
-Kto?- Zdziwiony chłopak obrócił
głowę w moją stronę.
-Kakashi.- Z początku zdziwiła
mnie jego reakcja, ale zdałam sobie sprawę z tego, że on wie o Peinie, wie o
nas. Mógł przypuszczać , że zapytam go o niego , ale dla mnie to był temat
skończony.
-W kryjówce. – Odpowiedział
spokojnie. Zlekceważyłam jego odpowiedź.
Uratuje Kakashiego i wrócimy do wioski, niech to się tylko skończy. Mam
nadzieje że nie zobaczę Peina. W ogóle
jak miałam im pomóc?! Zza gór wyłaniał się księżyc. Lecieliśmy z
półtorej godziny do wielkiej skały. Deidara zeskoczył z ptaka, na wodę.
Zrobiłam to samo. Poczułam zimne dreszcze na skórze, było już późno, a do tego
zimno. Weszliśmy do środka, szłam zimnym
ciemnym korytarzem, szukając przebłysku światła. Ostatni raz jak byłam wśród
nich, byłam słaba, ale teraz wszystko jest inne, jestem silna, i nie dam się
zastraszyć. Doszliśmy do ogromnej Sali,
ściany zdobił szary marmur, z sufitu zwisał żyrandol, Fotele były ciemne prawdopodobnie ze skóry.
Wszystko wyglądał na drogie i luksusowe.
Na fotelach siedziało Akatsuki,
kilka osób rozmawiało ze sobą pół szeptem. Na jednym z foteli siedział
Kakashi, miał związane ręce i nogi. Jego ciuchy były brudne i zniszczone, W
kącie siedziała ciemna postać, nie miałam ochoty, ani czasu by jej się
przyglądać, na powitanie wyskoczył mi Tobi.
-Sakura! Miło cię widzieć,
zostaniesz dłużej? Obiecuje że będę grzecznym chłopcem!- Mówił szybko, przy tym
podrygiwał, był inny od wszystkich, miły, zabawny, czasami bojaźliwy.
-Nie tobi, jestem na chwile, po
kolegę.- Uśmiechnęłam się miło, i obeszłam Tobiego, podbiegłam do Kakashiego.
Pogłaskałam go po policzku, jego ciało wydawało się mocno poobijane.
-Sakura?- Zapytał cicho.- Co
ty tu do cholery robisz?- Nie
odpowiedziałam, nie mogłam nic wydusić z siebie, ale po chwili złość wzięła
górę. Najbliżej mnie stał Sasori, zwinnym ruchem, rzuciłam się na niego, byłam
świadoma , że ma za mało czasu żeby wyciągnąć lalki. Przytrzymałam go ,
uniemożliwiając ruchy, zrobiłam to z zaskoczenia, więc nie był w stanie się
bronić.
-Co wy mu zrobiliście?!-
Syknęłam mu do ucha.
-Wzięliśmy w niewole, żeby nam
pomogła.- Odezwał się głos Itachiego- Możesz być z niego dumna, trzech ledwo
dało radę mu sprostać.
-Czemu się nie rusza?!-
Ciągnęłam dalej rozmowę, ale puściłam już Sasoriego.
-Ma na rękach i nogach sznury
blokujące czakrę. – Odpowiedział ciemno włosy , pomagając nam wstać. Ciemna postać z kąta pokoju nadal siedziała w
bezruchu.
„-To pewnie on”- Usłyszałam cichy głos w głowie.
„-Odwal się! Nie teraz!”-
Nakazał swoim myślą. Najmniej odpowiednia chwila, którą mogłam wybrać na użeranie
się z samą sobą.
-Co mam zrobić?- Zapytałam
rozglądając się po pomieszczeniu.-
-Musisz nam pomóc uratować
Konan.- Głos Peina odbijał się echem po mojej głowie. Zaskoczył mnie, chociaż
mogłam być pewna że się z nim zobaczę. Teraz już byłam pewna że on był postacią
siedzącą w kącie, a teraz szedł w moją stronę.
„- Nie tęsknisz za jego
męskimi rysami, nie tęsknisz za dotykiem? Spójrz na jego ciało, jest idealne,
umięśnione i nie przesadzone, a do tego taki brutalny,
nie mów że cię to nie kręci?”- Mój głos, ciepły, prowokacyjny i
arogancki, tak jakby nie mój.
„- Myślisz tylko o jednym, a
ja pragnę ciepła Kakashiego – Po chwili dodałam nie pewnie-…tak przynajmniej mi się
wydaje.”- Zagrodziłam myśli. Musiałam wrócić do prawdziwego świata.
-Gdzie ona jest?- Zapytałam w
stronę Deidary, nie miałam ochoty rozmawiać z Peinem , ani nie chciałam na
niego patrzeć.
- Zaprowadzę cię. – Odezwał się
Pein, zanim Deidara zdążył otworzyć usta. Spanikowałam, sam na sam? Nie dał mi
wyboru, już szedł w stronę jednego z korytarzy.
-Czekaj!- Ledwo wydyszał
Kakashi. Odwróciliśmy wzrok w jego stronę. Ledwo się ruszał. Nachyliłam się nad
nim, po czym oparłam czoło pomiędzy jego brwiami.
-Wszystko będzie dobrze.-
Wyszeptałam , tylko żeby on mnie usłyszał. Czułam bolesne spojrzenie Peina na
sobie. Wydawało by się że cierpi,
powinno mnie to tak boleć? Ruszyłam za Peinem w stronę korytarza, zatrzymał się
przy jednym z pokoi. Pomieszczenie w
którym była reszta znajdowało się daleko. Otworzył drzwi, wpuszczając mnie
przodem. W pokoju nie było Konan. Drzwi zamknęły
się z hukiem.
-Mogłam się domyślić.-
Powiedziałam oschle, straciłam wiarę w ich „dobre” intencje.- Czego chcesz?
- Żebyś uleczyła Konan.-
Odwróciłam się w jego stronę.- Ale na początku chce porozmawiać.
-O czym?!- Podniosłam
głos, straciłam cierpliwość w momencie gdy
drzwi zatrzasnęły się za nami.
- O nim, o tobie, o mnie, o
nas.- Uśmiechnął się lekko.
- O nas?!- Zaśmiałam się
beztrosko- Przepraszam, ale nie ma nas.- Próbowałam być irytująca, i przy
okazji chciałam go zniechęcić, zadrażnić.
-Wiem, ale wiesz lubię
wyzwania.
„- Podoba ci się to.”- Zaśmiał się głos we mnie.
„- Drażni mnie.”-
Odpowiedziałam przerywając rozmowę. W jednej
chwili poczułam zimną ścianę pod
plecami, i Peina blokującego mi wyjścia z brutalnego uścisku.
-Zostaw.- Nakazałam, gdy
zaczął łagodzić moją twarz ręką. Zlekceważył mnie. Złapałam go za nadgarstek.-
Co ty sobie wyobrażasz?
- Chce sobie przypomnieć twój
dotyk. – Uśmiechnął się łobuzersko.
Odepchnęłam go z całej siły. Wylądował na podłodze.- Zaskakujesz Kotku.- Tylko
te jedno słowo sprawiło że wszystko wróciło, ból tamtej nocy, ciągłe pytania, i
dziwne ciepło w żołądku. Trwało to tylko przez krótką chwile, ale trwało. Po
chwili wróciłam do teraźniejszości.
-Mam cię w dupie! Rozumiesz?!-
Złość wzięła górę, już nie panowałam nad tym co mówię.- Nie chce żeby nic nas
łączyło! Zostawiając mnie przekreśliłeś
wszystko!
- Zrobiłem to dla ciebie.- Powiedział dość spokojnie, ale
czułam, że sam też jest zły. Zaśmiałam się pod nosem.
- Dziękuje, dzięki tobie jestem silniejsza, i zakochana!-
Pein stanął przede mną.
-Nie ma za co!!- Wrzasnął. Po czym wyszedł. Po czułam
dziwny chłód na plecach i żal. Pierwszy raz zobaczyłam go wyprowadzonego z
równowagi. Wyszłam z pokoju, drzwi naprzeciwko
były otwarte, zobaczyłam Konan leżącą w łóżku, podbiegłam do niej. Zwróciłam uwagę na głęboką ranę na jej brzuchu.
-Słyszałam waszą kłótnie.- Jej głos drżał z przemęczenia,
i bólu. – Kiedyś był inny, zmienił się od czasu, gdy zmuszono go do zabicia naszego przyjaciela.
-Przykro mi, ale to go nie usprawiedliwia. – Poczułam dziwne
ukucie w sercu.
- On naprawdę coś do ciebie czuje, ale boi się
odpowiedzialności, boi się przywiązać do ciebie.
- Ale ja, nie chce nic do niego czuć.- Odparłam za szybko, żeby przemyśleć swoje słowa.
-A więc ty też coś czujesz.- Wymamrotała niebiesko włosa.
-Ale nie che. - Szepnęłam
sama do siebie. Zaczęłam okładać ranę ziołami leżącymi na stoliku.
Bardzo fajne!!! Cholera… Znowu 2 słowa… >.< Kakashi taki bezsilny… Czemu tego nie widziałam?! A no tak… Nie jestem ninją… T.T
OdpowiedzUsuńJosu świetne :o Strasznie się wciągnęłam, ale to strasznie. Sakura taka rozdarta... No po prostu zajebiste ^^ Szczególnie spodobała mi się rozmowa Sakury i Peina (uwielbiam tego rudego kociaka :3). Była taka... taka no szczerze. Wszystko opisane tak, że aż czuć ten cały klimat :) Na prawdę super :) Strasznie mnie ciekawi co będzie dalej ^^
OdpowiedzUsuńA no i jeszcze poprosiłaś, to zapraszam na mojego bloga na następny rozdział :)
UsuńHm, znowu Pein... Lubię tego brutala :D No i Sakura, która się opiera... Jej charakter staje się coraz silniejszy, podoba mi się to!
OdpowiedzUsuńCo do błędów zauważyłam kilka, ale nie chce mi się wypisywać. :D
Pozdrawiam! :3